Magdalena Burniak „Natchnienie – wiersze ocalone”

Magdalena Burniak – autorka wierszy ocalonych i zaginionych 

Tomik poetycki „Natchnienie – wiersze ocalone” Magdaleny Burniak, który właśnie ukazał się nakładem Wydawnictwa Media Zet,  to wyjątkowa książka we współczesnej poezji. Autorką tego niezwykłego tomu wierszy, zadziwiającego swą dojrzałością słowa i głębią refleksji, jest młoda poetka spod Lwówka Śląskiego, niepełnosprawna, z Zespołem Downa.

To jej debiut książkowy.

 

     

 

Wcześniej, w lutym 2023 r.,  jej trzy wiersze: „Miłość to Ty”, „Kochać” (Kochać to wierzyć) oraz „Dar” (Dar to Ty) ukazały się w dolnośląskim piśmie katolickim „Nowe Życie. Religia – społeczeństwo – kultura”. Jest też laureatką trzeciej nagrody w ogólnopolskim konkursie twórczości osób niepełnosprawnych.

Autorka po swojemu, już w bardzo zindywidualizowanym języku poetyckim, portretuje świat. Świat, w którym poszukuje obecności Boga i odnajduje go w drugim człowieku. Ta jej głęboka wiara, przekuwająca się w liryczne strofy, sprawia, że dzięki tej miłości poetka odnajduje w sobie urodę życia i harmonię świata. I tymi wzruszającymi, przepełnionymi głęboką treścią, doznaniami dzieli się z czytelnikiem. Te wiersze, z pozoru  proste w zapisie, są przejmujące, odsłaniają to, co nieuchwytne, a jakże istotne w naszym życiu. Budzą w nas potrzebę czynienia dobra i wrażliwość na drugiego człowieka.

Ciekawa jest historia powstania tego tomiku. Pięknie pisze o niej w Przedmowie „Natchnienia – wiersze ocalone” pani Jadwiga Drużga, terapeutka Magdaleny i zarazem jej bratnia dusza. To właśnie pani Jadwiga odkryła poezję Magdaleny, ujęta ich magią, zdeterminowana, zrobiła wszystko, by wydać ten tomik, dla którego zjednała tylu swych przyjaciół i miłośników poezji (tekst Przedmowy Jadwigi Drużgi poniżej).

Niezwykły też jest układ tomiku: Czystopis, Brudnopis, Wyrwane kartki.

Interesująco pisze o tym w Posłowiu koneser literatury niszowej – poeta Adam Ryszard Prokop.

„(…) Czystopis jest efektem tego, jak Jadwiga Drużga wsłuchiwała się w tę poezję. Opisała to w przepiękny sposób: „Magdalena czytała mi swoje wiersze, a ja pisałam. Pisałam według jej melodii, rytmu i barwy głosu. Pisałam, jak słyszałam. Dużo by opowiadać o świecie muzyki, która wydobywa się z tej poezji”. Wyjątek stanowi wiersz Blask, który w prezentowaną formę został wtłoczony przez Magdalenę Dąbrowską, znającą autorkę z zajęć w pracowni teatralno-muzycznej. Utwór został wysłany na ogólnopolski konkurs twórczości osób niepełnosprawnych, gdzie zdobył uznanie jury i uhonorowany został pierwszą nagrodą.

O ile na powstanie Czystopisu decydujący wpływ miała sfera akustyczna, o tyle Brudnopis jest efektem percepcji optycznej. Im dłużej wpatrywałem się w zeszyt zapisany pismem autorki, tym bardziej fascynował mnie układ liter, który nie znał żadnej wersyfikacji różnej od linii na kartkach, a podział na wyrazy pozostawał jedynie umowny a względny, gdyż przegrywał z absolutnymi krańcami wyznaczanymi przez wymiary papieru. To wrażenie starałem się przenieść na zapis typograficzny prezentowany w drugiej części tomiku, nawet jeśli graniczy to z niemożliwością.

Co ciekawe, na przedniej okładce zeszytu z liryką zachował się spis treści. Zostały w nim uwzględnione te utwory (a przynajmniej ich część), które niestety się nie zachowały. W tym także, zgodnie z życzeniem autorki, tytułowe Natchnienie. W ten sposób pośród wierszy zaginionych – ich nagłówki zapisane zostały w tym zbiorze na pustych stronach oznaczonych jako Wyrwane kartki – czytelnik zmuszony jest użyć kolejnego zmysłu, mianowicie dotyku. Ów dotyk, stanowiący tak częsty motyw w wierszach ocalonych, ukierunkowany jest na to, co niewidzialne, co przekracza ludzką percepcję, chwyta echa słów uciekających z powrotem w niebyt.

Teoretycznie sprawa z liryką wydaje się prosta. Autor pisze, odbiorca czyta. A tutaj dochodzą jeszcze pośrednicy od słyszenia, widzenia oraz wyobrażenia. Pojawia się problem, co jest autentycznym przekazem autorki. Teza, skoro wydawnictwo się ukazało, musi brzmieć: wszystko. Przecież te same słowa wypowiedziane odmiennym tronem, w innym kontekście, do różnych osób, nagle zupełnie potrafią zmienić swoje znaczenie, ujawnić meandry skojarzeń, które wyznaczają specyfikę konkretnej linii komunikacyjnej, a dla pozostałych muszą pozostać nieuchwytne, tudzież niezrozumiałe. Zatem życzę każdemu, by nie tylko słyszał, widział i dotykał tę poezję, ale także uchwycił jej woń, rozsmakował się w niej, a nawet echolokacyjnie odnalazł to, co zaginęło. Przecież nie tylko słowa mają znaczenie w komunikacji międzyludzkiej, ma je także milczenie (…)”.

Zapraszamy do lektury. Naprawdę warto!

Poniżej:

Wiersz „Wiara” Magdaleny Burniak

Przedmowa – Jadwiga Drużga

Informacja o książce

 

 

Magdalena Burniak

Wiara

 

Wiara to Ty wiara to łzy

to najpiękniejszy w życiu dar

co odbija blaskiem gwiazd

gwiazdo na niebie

co tak rozpala miłości ten dar

co w Tobie trwa

 

Wiara – siła bo jesteś dla mnie wszystkim

co mam

skarbem co trzeba dbać

trzeba kochać czuć

bo w Tobie jest wszystko co mam

drogą życiem pełnią światłem ogniem aniołem

aniołem w niebie

bramą do raju Twych czystych ramion

 

Chcę iść za Tobą bo Cię kocham bardzo

kocham Twe oczy Twe najpiękniejsze ciało

Twe włosy są jak otwarte niebo

 

Pełen lustrzanych gwiazd jesteś dla mnie

jak najpiękniejszy kwiat

co pęka pod pąkiem ten delikatny

kwiat

 

Pod ciężarem krzyża

nie ma sił wstać

iść tą drogą miłości

 

Miłość Cię podnosi

każe Tobie iść dalej

Bo Ty dajesz sens życia

Jesteś drogą, którą trzeba iść

 

Za Tobą żyć

Żyć tak jak Ty

 

Upaść by miłość nas podniosła

by kochać i być przy Tobie

 

Czuć Twój oddech pod ciężarem

by dać Twą miłość

by czuć że jesteś blisko

 

Czuć Twój oddech Twej wiary

 

Oddech Twych ramion

by kochać i być

 

Bo Cię bardzo kocham mój Panie

 

————————

Przedmowa – Jadwiga Drużga 

                                                         Gdybym mówił językami ludzi i aniołów,

                                                          a miłości bym nie miał,

                                                        stałbym się miedzią brzęczącą lub dźwięczącymi cymbałami.

                                                                                                         1 Kor 13,1

 

 

Słowa, które trzeba usłyszeć

 

Po raz pierwszy spotkałam Magdalenę we wrześniu 2015 roku, kiedy to zostałam opiekunem prowadzącym jej grupę w Warsztacie Terapii Zajęciowej Caritas we Lwówku Śląskim. Była to osoba otwarta na ludzi, szybko zawierająca znajomości, bezpośrednia w rozmowie; więc szybko poszło nam ,,oswojenie się” ze sobą.

Magda mało mówi, potrafi słuchać. Kiedy słucha, błyszczą jej oczy, uśmiechają się. Wzrok poświęca się rozmówcy. Czy oczy mogą słuchać? Tak. Przede wszystkim zaciekawione oczy, wtedy błyszczą, a kąciki ust unoszą się w uśmiechu. Jest przy tym zadziorna i figlarna, i często się śmieje. Lubi żarty. Tak wygląda Magda, kiedy przyglądam się jej mimochodem, zatopionej w rozmowach z innymi i ze mną.

 

I pewnego razu zdarzyło się pytanie …

 

,,Pani Jadziu, piszę wiersze, czy chciałaby pani je przeczytać?”

Odpowiedziałam, że tak, bardzo chętnie. Dostałam zeszyty z trudnym zadaniem domowym, jak się okazało, ponieważ miałam problemy z rozczytaniem jej pisma. Zaparłam się w próbach i o dziwo szło mi coraz lepiej. Poruszyły mnie bardzo i zostały we mnie razem z wieloma pytaniami. Wiersze wróciły do Magdy, natomiast mnie ,,prześladowały” od czasu do czasu, nie dając o sobie zapomnieć.

Tymczasem Magdalena pojawiała się coraz rzadziej w warsztacie. Jej nieobecności spowodowane były pobytami w szpitalu, leczeniem, zabiegami, potem pandemią.

I wreszcie przyszedł maj 2021 roku i jej powrót na zajęcia. Zapytałam ją wtedy, czy chciałaby, żeby jej wiersze wydać w tomiku. Natychmiast odpowiedziała, że bardzo. Tak, jakby czekała na to wydarzenie od zawsze.

A więc szykujemy wiersze.

I co się dzieje? Nie ma wierszy, wsiąkły jak kamfora. Magda szuka w domu, ja przetrząsam cały warsztat. Niestety, z różnych przyczyn poginęły, ocalało kilkanaście.

Siadamy we dwie. Magda czyta, a ja piszę na czysto. Piszę jak słyszę…

Ostatni wiersz. Koniec. Wszystkie wkładam do teczki. Jutro pojadę do Basi, którą poprosiłam o opracowanie. Wydawało mi się, że ten ich prosty stan wymaga obróbki. Basia dzwoni po dwóch tygodniach i mówi, żebym je zabrała. Nie będzie opracowywać wierszy, bo jak się wyraziła, nie będą to już wiersze Magdy. Aha, czyli zostają w ,,stanie surowym”.

Następny etap, czas na spotkanie z Jankiem. On kocha poezję i powie mi co dalej. Proszę Przemka, żeby umówił mnie z Jankiem. Udało się, jest październik i jest spotkanie. Przyjechał Janek i czyta, czyta…wypowiedział się w dwóch zdaniach. Zabrał wiersze i wyjechał. Niektórzy mężczyźni, a może nawet większość, mają taki prosty sposób komunikacji, piękne (wtrącenie). I co się dzieje dalej? Ano wiersze gdzieś przepadły, może lepiej powiedzieć utknęły. Mija ponad rok. Wytrzymuję, choć nosiło mnie. Przed podjęciem śledztwa powstrzymywała mnie myśl: ,,może muszą poleżakować”, jak dobre wino. W listopadzie 2022 roku Janek trafia na ślad wierszy. W grudniu Adam znajduje je ponownie u Grzegorza, przejmuje nad nimi pełną opiekę i działa. Dziękuję bardzo wszystkim wymienionym z imienia, a także wszystkim innym, za pomoc i zaangażowanie w sprawę tomiku.

 

A wracając do Magdaleny, to….

 

Żyje otoczona tymi, którzy ją kochają. Mieszka na wsi i piękno widzi we wszystkim, co znajduje się wokół niej. Zachwyca się kotką, która bawi się myszą, dyskutującymi kurami, krową i jej wiosennym cielakiem, psami sąsiadów, co ciągle szczekają, a szczególnie lubią nocą.

Podziwia mamę, która całe dnie krząta się i dogadza wszystkim. Jej uwagę przykuwają spracowane dłonie matki. Temat dłoni przewija się często w naszych rozmowach. „Kochane paluszki mamy, powykręcane przez reumatyzm” – tak o nich mówi.

Uwielbia niedziele, dłuższe spanie, mszę świętą, przyjazd siostry z rodziną, wspólny wykwintny obiad i deser, czyli pyszne ciasta Justyny. A potem koncert taty na akordeonie. I ciekawy film w telewizji.

To, co dzieje się wokół niej, niby zwykła codzienność, bez wątpienia miało i ma nadal wpływ na osobowość i stan ducha Magdaleny. I oczywiście przekłada się również, w sposób szczególny, na wypowiedzenie się pełniej poprzez twórczość poetycką.

Jak już wspomniałam, nie mówi dużo, powiedziałabym nawet, że jest milczkiem. Język jej jest prosty, a zarazem bardzo bogaty w treść, spójny w sposobie wyrażania tego, co przeżywa, myśli i czuje. Nie chowa się i nie wstydzi mówić o Bogu. I nie ma w jej słowach żadnego patosu. Jest prostota, szczerość i ufność dziecka. Doświadczenie spotkania z Jezusem jest w niej żywe, wyrażone w pięknej relacji z drugim człowiekiem. ,,Jezus jest blisko mnie – mówi – a w momentach największych kryzysów zdrowotnych – trzyma mnie za rękę”. I wtedy też powstawało najwięcej wierszy, bo przychodzi mocne przynaglenie i chęć do pisania.

Czułość, delikatność, łagodność i pewien rodzaj tęsknoty przeplatają się ze słowem, które nagle wstrząsa, podrywa i zaskakuje. Gdy Magdalena sama je czyta, najlepiej wybrzmiewają, słychać wtedy głośne podkreślenia, jak uderzenia w bębny. W innym miejscu wyobraźnia biegnie słowem, biegnie, przeskakuje, by za chwilę wyhamować i zatrzymać. Tyle w nich emocji, napięcia, ruchu, rodzajów światła – cała orkiestra, może i niebiańska.

Tak ją słyszę, widzę, odbieram i po części tylko przedstawiam Tobie, drogi Czytelniku.

 

                                                                                                                                        Jadwiga Drużga

                                                                                                                                        bratnia dusza autorki

Informacja o książce

   

Wydawca: Wydawnictwo Media Zet Zuzanna Przeworska

Str. 68

Zdjęcia na okładce pochodzą z prywatnego archiwum domowego autorki

 

Opracowanie wierszy:

Magdalena Dąbrowska (Blask)

Jadwiga Drużga (Czystopis)

Adam R. Prokop (Brudnopis)

 

Redakcja – Zuzanna Przeworska

 

Opracowanie graficzne:

Oficyna Reklamowo-Edytorska DRACO-ART w Pile – Renata Drozd

Wydanie I, Piła – 2023

Druk: Drukarnia „TOTEM”Inowrocław

ISBN 978- 83- 66635-08-1

————————————–

Zamówienie

1/ Tomik ten można bezpośrednio zamówić – kupić u wydawcy:

możemy wysłać pocztą –
cena za 1 egz. – 22 zł +9 zł koszty przesyłki. Można tę kwotę 31 zł wpłacić
na konto wydawnictwa – proszę podać dokładny adres:
Wydawnictwo Media Zet Zuzanna Przeworska
64-920 Piła, ul. Salezjańska 11/8

Bank Pekao S.A., II Oddział w Pile

Nr 19 1240 1705 1111 0011 1964 8646

Książkę wyślemy po wpłacie na konto

tel.668 000 335

 

Wydawnictwo Media Zet Zuzanna Przeworska

64–920 Piła, ul. Salezjańska 11/8

tel./fax /067/ 213 24 92

www.wydawnictwomediazet@wp.pl

e–mail: mediazet@wp.pl

Książka poetycka „No cóż” Marka Kotkiewicza

 

„No cóż” Marka Kotkiewicza, czyli o poecie „przykrytym skrzydłami anioła”

 

     

 

„No cóż” Marka Kotkiewica  to książka nad którą trzeba się pochylić i przeżyć ją po swojemu. To książka o każdym z nas – każdy kiedyś kogoś bliskiego pożegnał, po którym został ślad odciśnięty jak piętno na duszy. To też przesłanie dla nas samych: trzeba przystanąć i zastanowić się nad życiem: ile w nim naszej obecności, ile obojętności.

Poeta w porywających słowach przeprowadza nas przez podróż życia – zawsze w jednym kierunku. Tej podróży przyświeca motto, którym poeta „przykryty skrzydłami anioła”’ opatrzył swą książkę”: tworzenie to sposób życia / dziedzina wizualnych i słownych wyobrażeń / tkwiących w naturze”.

Są to wiersze ze „szczątkami światła”, z krzykiem, który jest „bezwartościowym milczeniem”, z rozmyślaniem „o żywocie wiecznym i zmartwychwstaniu”, z medytacją o „śpiewie zdumienia”, często  wyciszone, w poetycko zaskakujących obrazach: „czaruje szum drzew/ w źrenicy słońca / fala wody w oczach / przemywa wzrok ślepego / tak można przeczuć / niejasność myśli zrozumienia”.

Pod swoim zdjęciem zamieszczonym na końcu książki Marek Kotkiewicz tak oto oryginalnie napisał:

„Nie nowatorstwo i synteza lub analiza lecz indywidualność jest istotną wartością słowa i obrazu.

Książkę, w której poezję dopełniają obrazy autora, zadedykował Alicji.

O książce 

Wydawca: Wydawnictwo Media Zet Zuzanna Przeworska

Str. 40, pełny kolor

Okładka, ilustracje – Marek Kotkiewicz

Redakcja – Zuzanna Przeworska

Opracowanie graficzne:

Oficyna Reklamowo-Edytorska DRACO-ART w Pile – Renata Drozd

Wydanie I, Piła – 2022

Druk: Drukarnia „TOTEM”Inowrocław

ISBN 978- 83- 66635-16-6

 

————————————–

Zamówienie

1/ Tomik ten można bezpośrednio zamówić – kupić u wydawcy:

możemy wysłać pocztą –
cena za 1 egz. – 16 zł +9 zł koszty przesyłki. Można tę kwotę 25 zł wpłacić
na konto wydawnictwa – proszę podać dokładny adres:
Wydawnictwo Media Zet Zuzanna Przeworska
64-920 Piła, ul. Salezjańska 11/8

Bank Pocztowy Oddział w Pile

Nr 70 1320 1351 2212 3516 2000 0001

Książkę wyślemy po wpłacie na konto

tel.668 000 335

 

Wydawnictwo Media Zet Zuzanna Przeworska

64–920 Piła, ul. Salezjańska 11/8

tel./fax /067/ 213 24 92

www.wydawnictwomediazet@wp.pl

e–mail: mediazet@wp.pl

Książka poetycka „Bazgroły z cafe” Marka Kotkiewicza

 

 

Bazgroły z cafe” Marka Kotkiewicza, czyli spotkanie z wyobraźnią

   

„Bazgroły z cafe” Marka Kotkiewicza to intrygująca książka, którą – nie waham się tak to określić – można czytać nawet kilka razy dziennie. To niebanalny zbiór niesamowitych, pełnych poezji  wierszy rozpisanych na kilkuwiersze. Niektórym, z uwagi właśnie na ich lakoniczną czasem formę, mogą skojarzyć się ze złotymi myślami, aforyzmami. Mogą, bo są gęste od znaczeń, skojarzeń, porównań, ale zawsze otwarte na wyobraźnię czytelnika. Są to słowa – metafory, w których skupiają się najistotniejsze odkrycia. Jakie? Można w nich odkryć prawdy – prawdy, które, paradoksalnie rzecz ujmując, powinniśmy przecież znać, z którymi warto się zaprzyjaźnić i w zgodzie żyć, ba, iść z nimi przez życie. Można je cytować w przemówieniach, w tekstach, w codzienności.

– To spostrzeżenia także z cafe, rzecz jasna wzbogacane później o refleksje, zawsze jest to jednak syntetyczny zapis myśli – mówi Marek Kotkiewicz, wyjaśniając swoją ars poetica tą oto metaforą:  – Człowiek idzie i widzi liść, widzi go czerwono-żółty, bo leży z wierzchu, a jak go odwróci, zauważa, że jest już gnijący, tylko mało kto przewraca go na drugą stronę.

O tym co słowa potrafią ujawnić i zbudować świadczy już pierwszy wiersz – metafora otwierający „Bazgroły z cafe” Marka Kotkiewicza:

„chcąc poznać / dotknięcie nieśmiertelności / musisz się uczyć / codziennego zgonu”, czy inny wiersz – metafora ze środka książki: „nie odnajdziesz / takiego drogowskazu / który kochankom / wytyczy prostą drogę”. Autor zaś wybrał tę oto przypowieść poetycką „lepka słodycz / nagiego ciała / przyciąga ostatnie / owady i robaki”.

W słowie od autora, w zakończeniu książki, poeta Marek  Kotkiewicz odsłania ars poetica przed czytelnikiem, pisząc w tak oto niekonwencjonalny sposób:

„Prędko zakryłem dłonią napisane słowa

I namalowane obrazy.

Czekałem jak połączyć rozdzierające

sprzeczności i wieloznaczności istnienia.

Czułem uwięzienie w świadomości,

a zepchnięte w podświadomość.

Zbudzony w swoim czasie

i przestrzeni odkryłem znaczenie

białej kartki”.

Wiersze – metafory  dopełnia kilkanaście fascynujących obrazów poety – artysty malarza Marka Kotkiewicza.

Zapraszam do lektury tej ciekawej książki, której autor prowokacyjnie, przekomarzając się z czytelnikiem dał tytuł z przymrużeniem oka: „Bazgroły z cafe”. Zapiszmy zatem w niej swoją obecność.

 

O książce

Wydawca: Wydawnictwo Media Zet Zuzanna Przeworska

Str. 64, pełny kolor

Okładka, ilustracje – Marek Kotkiewicz

Redakcja – Zuzanna Przeworska

Opracowanie graficzne:

Oficyna Reklamowo-Edytorska DRACO-ART w Pile – Renata Drozd

Wydanie I, Piła – 2022

Druk: Drukarnia „TOTEM”Inowrocław

ISBN 978- 83- 66635-14-2

 

————————————–

Zamówienie

1/ Tomik ten można bezpośrednio zamówić – kupić u wydawcy:

możemy wysłać pocztą –
cena za 1 egz. – 17 zł +9 zł koszty przesyłki. Można tę kwotę 26 zł wpłacić
na konto wydawnictwa – proszę podać dokładny adres:
Wydawnictwo Media Zet Zuzanna Przeworska
64-920 Piła, ul. Salezjańska 11/8

Bank Pocztowy Oddział w Pile

Nr 70 1320 1351 2212 3516 2000 0001

Książkę wyślemy po wpłacie na konto

tel.668 000 335

 

Wydawnictwo Media Zet Zuzanna Przeworska

64–920 Piła, ul. Salezjańska 11/8

tel./fax /067/ 213 24 92

www.wydawnictwomediazet@wp.pl

e–mail: mediazet@wp.pl

 

Z poetą Markiem Kotkiewiczem – autorem książki poetyckiej „Samotność motyla” rozmawia Zuzanna Przeworska

 

„Samotność motyla”, czyli tworzenie samego siebie

               

 

 Dlaczego napisałeś tę książkę?

– Bo to książka o samotności, która jest przy człowieku od urodzenia do śmierci. Możemy mieć partnerki, możemy mieć przyjaciół, ale nie przewidzieliśmy kiedy się urodzimy i nie przewidzimy kiedy umrzemy. I w gruncie rzeczy człowiek wewnątrz jest samotny, bo można z kimś dzielić się życiem, problemami, ale pytanie dlaczego przyszliśmy, dlaczego przyjdzie nam odejść, to jest pytanie jednostkowe. I jak to wykorzystać, że jesteśmy tu na krótką chwilę? Czy będziemy robić interesy, pieniądze, czy będziemy budować rodzinę, czy będziemy biznesmenami, czy robotnikiem czy będziemy artystą – jakimkolwiek. Chodzi o potrzebę jakiegoś tworzenia samego siebie.

 Samotność jest destrukcyjna, w przeciwieństwie do osamotnienia…

– To prawda. Samotność wynika też z patrzenia na świat. Jedni czują się w stadzie pewnie, należą do wyścigu szczurów, a jeśli z tym ktoś się nie zgadza, wypada z gry, jest gdzieś na uboczu. I musi sam sobie poradzić ze swoją samotnością i z tym w co wierzy – w swoje ideały, marzenia i szukania czegoś, czego nie można poszukać albo znaleźć.

 Czyli jest to problem uniwersalny. A motyl?  

– Motyl jest symbolem czegoś ulotnego, pięknego.

 Jak nasze życie?

– Jak nasze życie. Tak jak motyl traci pyłek na skrzydełkach, tak my tracimy naszą młodość, nasze ideały z młodości, życie nas przerabia w różnych problemach, w różnych sytuacjach i chciał nie chciał człowiek się zmienia, wypala się. To jest takie dojrzewanie. Jest takie powiedzenie niecenzuralne, że z młodych gniewnych wyrastają starzy wk…

 A więc „Samotność motyla” wychodzi poza krąg intymnego przeżywania świata…

– I tak i nie. Tu chodzi o jednostkę – o człowieka, który nie czuje ochrony państwa i jest pozostawiony sam sobie w tym świecie. I jeżeli nie jest na tyle wyrafinowany, żeby sobie w życiu poradzić, to żeby żyć lepiej, zostaje tylko motylem, sam dla siebie – fruwa, lata, jest wolny… 

Każdy motyl, także ćma…

– Tak, nocne motyle, dzienne. Motyl jako symbol.

Chodzi o przepoczwarzenie się – jak z gąsienicy motyl, człowiek też przechodzi przez kolejne fazy życia: młodość, dojrzewanie, odchodzenie…

– W każdym etapie życia trzeba się z tym pogodzić. Kiedy się było młodym i pięknym, można było góry przestawiać i mieć wszystko, a z biegiem czasu realizm życia pewne rzeczy koryguje.

Dotykasz filozofii życia…

 – W pewnym stopniu tak. Dlatego wybrałem taką formę zapisu – prozę poetycką. Wierszem, ani prozą nie chciałem o tym pisać. Proza jest analityczna. Pisząc prozę możemy wyrazić jakąś ideę, opis współczesności, codzienności, ale nie wyrazimy poetyki, a u myślącego człowieka, który refleksyjnie  patrzy na zachodzące zmiany, zawsze pojawia się poetyka, dotyka sfery uczuć, odczuwania.

Jak długo pracowałeś nad tą książką poetycką?

 – Pewnie zabrzmi to niewiarygodnie, ale pisałem ją… dwa lata!  Z początku to miała być powieść, taka powieść poetycka, w granicach 200 stron, ale później – jak fotograf, który ze zbioru zdjęć wybiera te najlepsze i wiąże je w jedną myśl, tak i ja skracałem książkę, nie ujmując nic jej przesłaniu. Chodzi o sedno, o syntezę, o nabranie dystansu do siebie i do tego co piszę i ten dystans pozwala na zmiany.

Zwięzła forma przekazu, zarazem pełna gęstych znaczeń – to znak rozpoznawczy w Twojej twórczości….

 – To prawda, lakoniczna i obrazowa forma przekazu pozwala czytelnikowi na różną interpretację. Ja nie wyrażam w tej czy innych moich książkach jakiejś prawdy czy mojej oceny, ja obrazem słownym chcę poruszyć czytelnika, żeby się zastanowił, może to analizować w różny sposób, inny od mojego, dlatego nie lubię mówić o mojej twórczości. Ona ma poruszać. Ona ma niczego nie nauczać, niczego ma nie narzucać, niczego nie wyjaśniać, ona ma właśnie poruszyć czytelnika – jego myśli, jego odbiór.

Książkę dopełniają Twoje obrazy, także collage, są fascynujące… Jaką role one odgrywają?

 – Moje obrazy i collage uzupełniają się z prozą poetycką; collage tworzę z własnych obrazów, z moich zdjęć; lubię tę formę kompozycji, bo to najbardziej literacka wypowiedź plastyczna. Obraz słowny i język obrazu – to prawie to samo, tylko różnica materii. Można mówić bez słów, można mówić obrazami, można mówić słowami – uzupełniają tekst i są jego wyrazicielem w innej formie. Jedno serce jest za mało do kochania, potrzebne są dwa serca.

Dziękuję za rozmowę.

Książka poetycka „Samotność motyla” Marka Kotkiewicza

 

Samotność motyla”, czyli pełna uroku opowieść o nas samych Marka Kotkiewicza  

     

„Samotność motyla”  Marka Kotkiewicza to cudowna, refleksyjno-filozoficzna opowieść poetycka o naszym życiu, które – jak wiemy, ale o tym w codzienności jakby zapominamy – przebiega cyklicznie. Z dzieciństwa tak szybko wyrastamy, a będąc dorosłym coraz bliżej nam końca. Trzeba się z tym pogodzić i napawać się tym, że coś nas w tym życiu dobrego i pięknego spotkało. Jak z gąsienicy – motyl.

Ale jeśli człowiek nie pasuje do otoczenia – jak sugeruje autor  w zakończeniu książki – w pewnym momencie życia sam ubiera się w „kaftan bezpieczeństwa”, żeby uciec przed samym sobą.

Tę poetycką książkę poeta nieprzypadkowo poprzedził mottem: „każdy dzień przeżywamy we śnie poznania”. Zdumiewające odkrycie, dające wiele do myślenia…

A o tytułowym bohaterze tej książki z błyskotliwego słowa od autora Marka Kotkiewicza dowiadujemy się,  że „motyl z jednej strony symbolizuje piękno życia wiecznego, z drugiej strony – nietrwałość doczesnego, ale pełnego uroku”. Ot, pełna polotu kwintesencja naszego życia.

Tę prozę poetycką, która trzyma w napięciu, czyta się jednym tchem i z pewnością zostawi w nas trwały ślad. Zapraszam do lektury. Możemy dużo dowiedzieć się o nas samych.

 

 

 

O książce 

 

Wydawca: Wydawnictwo Media Zet Zuzanna Przeworska

Str. 40, pełny kolor

Okładka, ilustracje – Marek Kotkiewicz

Redakcja – Zuzanna Przeworska

Opracowanie graficzne:

Oficyna Reklamowo-Edytorska DRACO-ART w Pile – Renata Drozd

Wydanie I, Piła – 2022

Druk: Drukarnia „TOTEM”Inowrocław

ISBN 978- 83- 66635-15-9

 

————————————–

Zamówienie

1/ Tomik ten można bezpośrednio zamówić – kupić u wydawcy:

możemy wysłać pocztą –
cena za 1 egz. – 16 zł +9 zł koszty przesyłki. Można tę kwotę 25 zł wpłacić
na konto wydawnictwa – proszę podać dokładny adres:
Wydawnictwo Media Zet Zuzanna Przeworska
64-920 Piła, ul. Salezjańska 11/8

Bank Pocztowy Oddział w Pile

Nr 70 1320 1351 2212 3516 2000 0001

Książkę wyślemy po wpłacie na konto

tel.668 000 335

 

Wydawnictwo Media Zet Zuzanna Przeworska

64–920 Piła, ul. Salezjańska 11/8

tel./fax /067/ 213 24 92

www.wydawnictwomediazet@wp.pl

e–mail: mediazet@wp.pl

Trzy książki poetycko-malarskie Marka Kotkiewicza: „Samotność motyla”, „No cóż”, „Bazgroły z cafe”

 

Dużo poezji i obrazów

Poeta Marek Kotkiewicz przyzwyczaił już czytelników do swoich cyklicznych pozycji wydawniczych. Trzy kolejne książki poetyckie tego uzdolnionego poety i artysty malarza Marka ukazały się właśnie nakładem Wydawnictwa Media Zet: „Samotność motyla”, „No cóż” i „Bazgroły z cafe”.  Dużo w nich poezji, głębi przemyśleń i czystego spojrzenia na świat.

Poeta w mistrzowski sposób zaprasza czytelnika w poetycką podróż pełną zaskakujących zderzeń słów i obrazów, podróż która wiele odkrywa, sprawia, że życie nabiera nawet w swych skrajnościach – sensu, a prawda wyzwala.

Dopełnieniem poetyckich odkryć Marka Kotkiewicza w tych ciekawych książkach są fascynujące, pełne energii i magii obrazy jego autorstwa.

Te książki koniecznie trzeba przeczytać i po swojemu przeżyć – napawać się głębią znaczeń w przestrzeniach słów i obrazów.

Informacje o tych książkach w kolejnych odsłonach . Zapraszamy do lektury.

Małgorzata Dorna (Wendrychowska

Małgorzata Dorna (Wendrychowska), rocznik 1954

 

Krytyk sztuki, absolwentka Filologii Polskiej UG, obecnie IV r. Filologicznych Studiów Doktoranckich (teatrologia) na Uniwersytecie Gdańskim. W perspektywie praca, poświęcona teatralizacji przestrzeni Gdańska w czasach politycznych przełomów.

Urodziłam się w rodzinie sopockich artystów, wychowałam w pracowni graficznej  ojca – Romualda Bukowskiego i w osobnym”, acz mocno rozpoetyzowanym świecie mojej matki, malarki kwiatów, estetki, zakochanej w prozie Marcela Prousta. Trzy razy wychodziłam za mąż – trzy razy lansowałam nowe nazwisko.

Być może jestem programową „skandalistką”, nie wierzę w „autorytety”, w sztuce poszukuję buntu, emocji, a nade wszystko – kontaktu z drugim człowiekiem , drugą „Personą dramatu”.

Moje postrzeganie malarstwa ukształtowała sopocka bohema lat 70. Ubiegłego stulecia, postrzeganie grafiki – Gdańska „Oficyna”, rzeźby – wyważone, eleganckie eseje Zofii Watrak, założycielki galerii „Refektarz”.

W czasach PRL – u fakt bycia „artystą” dawał poczucie absolutnej wolności, prawo do buntu i własnych przekonań. Zapewne to właśnie wtedy nauczyłam się nie oddzielać życia od sztuki, żyć sztuką, literaturą, muzyką Floydów i Uriah Heep, Yesów – dając sobie równocześnie prawo do wypowiedzi prawdziwe krytycznych, nie wolnych od autoironii i dość lekkiego, charakterystycznego dla felietonu – stylu.

Dziś wiem, że obowiązkiem krytyka jest pisać w sposób interesujący, logiczny, zrozumiały, wyrafinowany literacko, jednak bez patosu, bez taniej egzaltacji, bez owej nudnej, pseudonaukowej „otoczki”, którą tak cenią „akademicy”.

Przed laty, na łamach „Tygodnika Sopot” publikowałam cykl: Sopoccy outsiderzy. Dzisiaj dla „Autografu” piszę o artystach i zjawiskach, których obecność okazuje się znacząca, rysuje się mocną, szkicową krechą na tafli popkulturowego zwierciadła.

Na szczęście – nie wszyscy się w nim przeglądamy.

 

 

 

Małgorzata Dorna (Wendrychowska), Jacek Ojrzanowski „Homeroscopium sztuki” Właściwe dać rzeczy słowo. Krytyka artystyczna nie tylko dla studentów

„Homeroscopium sztuki”, czyli o sztuce dla każdego

Piękna, wyjątkowa książka „Homeroscopium sztuki” Właściwe dać rzeczy słowo Małgorzaty Dorny (Wendrychowskiej) i Jacka Ojrzanowskiego trafiła właśnie do rąk czytelników. Publikacja, która poddaje wnikliwej analizie współczesne nurty artystyczne malarstwa polskiego, ukazała się nakładem Wydawnictwa Media Zet.

Czytelnicy są nią zachwyceni. – Książka jest cudowna, pięknie wydana,z reprodukcjami obrazów współczesnych artystów, czyta się ją fantastycznie, to olbrzymia wiedza o sztuce podana z taką swobodą i lekkością stylu, że trudno się oderwać od tej lektury, niesamowicie uwrażliwia na sztukę – recenzują ją na gorąco.

   

Tył okładki ze skrzydełkiem, wewnętrzna część okładki ze skrzydełkiem 

Książka jest dedykowana Eduardowi Nikonorovowi, Polakowi z pochodzenia, jednemu z najwybitniejszych postsowieckich twórców malarstwa figuratywnego, zmarłemu 17 sierpnia 2019 roku w Iwano-Frankowsku (Stanisławowie) na Ukrainie.

„Homeroscopium sztuki” zawiera 22 wspaniałe, autorskie eseje pióra Małgorzaty Dorny (Wendrychowskiej) i   Jacka Ojrzanowskiego  o twórczości artystycznej artystów plastyków. Wśród nich są znani, owiani już legendą cudowni artyści: Alfred Aszkiełowicz, Stanisław Baj, Anna Bochenek, Katarzyna Gauer, Krzysztof Gliszczyński, Władysław Jackiewicz, Zofia Kawalec-Łuszczewska, Anna Lejba, Andrzej Łobodziński, Eduard Nikonorov, Tadeusz Ogrodnik, Roman Opałka, Janusz Plota, Ewa Podolak, Krzysztof Polkowski, Stanisław Sacha Stawiarski, Aleksandra Simińska, Andrzej Mikołaj Sobolewski, Andrzej Tomaszewski, a także „Młodzi Dzicy”. W książce, w dwóch kolorowych wkładkach, można podziwiać reprodukcje ich dzieł.

  

Okładka ze skrzydełkiem, wewnętrzna część okładki

Autorzy książki : Małgorzata Dorna (Wendrychowska) i Jacek Ojrzanowski to znani krytycy sztuki. „Proponowana przez nas publikacja – tak oto piszą o tej niezwykłej książce – pomyślana nie tylko jako podręcznik dla młodzieży szkół średnich i pierwszych lat studiów artystycznych, stanowi w istocie uporządkowany i przemyślany zbiór esejów, poświęconych najważniejszym zjawiskom występującym w plastyce końca XX i początków XXI stulecia. Kryteria doboru tematów wydają się być oczywiste: autorzy biorą pod uwagę nie tylko te dzieła i niekonwencjonalne realizacje (w tym także art-objects z tak zwanego „pogranicza” jak: ambalaże, collage, happening, performance, mural), które odwołują się do wartości humanistycznych, tradycji narodowych oraz charakteryzują się dbałością o walory warsztatowe, doskonałością, mistrzostwem formy. Istotna jest tu także zmiana, ewolucja spojrzenia na sztukę, której jesteśmy świadkami, owo przejście od warsztatu badacza literatury (znawcy hermeneutyki i semiotyki), warsztatu wykorzystywanego najczęściej w sferze krytyki artystycznej do rozważań na miarę „zwykłego” odbiorcy, bywalca galerii, wyposażonego co prawda w pewien aparat pojęciowy, badaczy, ale nie radzącego sobie samodzielnie z odczytaniem dzieła. Innymi słowy – celem proponowanej przez nas publikacji jest pokazanie prac konkretnego grona artystów, reprezentantów różnych kierunków i stylów oraz podjęcie prób interpretacji tych prac, pokazanych w szerszej perspektywie, kontekście kulturowym.

Autorzy dziękują Stanisławowi Kazimierzowi Romaniszynowi – miłośnikowi sztuki i edukacji artystycznej za wsparcie wydania publikacji, a także Zuzannie Przeworskiej bez zaangażowania której niniejsza książka by nie powstała.

Podziękowanie kierowane jest także do artystów plastyków oraz Galerii Sztuki za udostępnienie reprodukcji obrazów do niniejszej publikacji:

Alfreda Aszkiełowicza, Stanisława  Baja, Anny Bochenek, Katarzyny Gauer, Krzysztofa Gliszczyńskiego, Zofii Kawalec- Łuszczewskiej, Anny Lejby, Tadeusza Ogrodnika, Janusza Ploty, Krzysztofa Polkowskiego, Aleksandry Simińskiej, Andrzeja Tomaszewskiego

oraz Galerii Sztuki: 

 Pani Ewy Jackiewicz z Galerii Jackiewicz w Gdańsku – za reprodukcje obrazów Władysława Jackiewicza

Pani Carmen Tarscha z Galerii Quadrilion w Warszawie – za reprodukcje obrazów Stanisława Sacha Stawiarskiego

Atlasa Sztuki w Łodzi – za reprodukcje obrazów Romana Opałki

Pana Macieja Ojrzanowskiego – za reprodukcje obrazów Eduarda Nikonorova

BWA i UP w Pile- za reprodukcje obrazów Ewy Podolak i Andrzeja Mikołaja Sobolewskiego

 

Informacja o książce:

Homeroscopium sztuki. Właściwe dać rzeczy słowo.

Krytyka artystyczna nie tylko dla studentów

Autorzy:

Małgorzata Dorna (Wendrychowska)

Jacek Ojrzanowski

Copyright © Małgorzata Dorna (Wendrychowska), Jacek Ojrzanowski 2020

Copyright © Wydawnictwo Media Zet Zuzanna Przeworska

Wszystkie prawa zastrzeżone.

 

Redakcja –  Zuzanna Przeworska

Str. 252, w tym 36 w kolorze

 

Na okładce wykorzystano obrazy Eduarda Nikonorova.

Na pierwszych stronach okładki obraz pod tytułem „Still Life”

Na ostatnich stronach okładki obraz pod tytułem „Infante”

Projekt okładki Maciej Ojrzanowski

 

Wydanie I,  Piła, 2020

Wydawca –  Wydawnictwo Media Zet Zuzanna Przeworska

64–920 Piła, ul. Salezjańska 11/8, tel./fax /067/ 213 24 92

www.wydawnictwomediazet@wp.pl

e–mail: mediazet@wp.pl

 

Opracowanie graficzne

Oficyna Reklamowo-Edytorska DRACO-ART Piła – Renata Drozd

Druk – Drukarnia TOTEM Inowrocław

ISBN 978-83-60245-98-9

 

 

————————————–

Zamówienie

1/ Książkę można bezpośrednio zamówić – kupić u wydawcy:

możemy wysłać pocztą –
cena za 1 egz. – 25 zł +15 zł koszty przesyłki. Można tę kwotę 40 zł wpłacić
na konto wydawnictwa – proszę podać dokładny adres:
Wydawnictwo Media Zet Zuzanna Przeworska
64-920 Piła, ul. Salezjańska 11/8

Bank Pocztowy Oddział w Pile

Nr 70 1320 1351 2212 3516 2000 0001

Książkę wyślemy po wpłacie na konto

tel.668 000 335

Wydawnictwo Media Zet Zuzanna Przeworska

64–920 Piła, ul. Salezjańska 11/8

tel./fax /067/ 213 24 92

www.wydawnictwomediazet@wp.pl

e–mail: mediazet@wp.pl

  

Poniżej:

1.Biogramy autorów książki

2.Fragmenty wybranych esejów pióra Jacka Ojrzanowskiego

31.Fragment z Listu do Czytelników

4. Uwagi końcowe

5. Spis treści 

 

1.Biogramy autorów książki 

 

Małgorzata Dorna (Wendrychowska), rocznik 1954

Krytyk sztuki, absolwentka Filologii Polskiej UG, obecnie IV r. Filologicznych Studiów Doktoranckich (teatrologia) na Uniwersytecie Gdańskim. W perspektywie praca, poświęcona teatralizacji przestrzeni Gdańska w czasach politycznych przełomów.

Urodziłam się w rodzinie sopockich artystów, wychowałam w pracowni graficznej  ojca – Romualda Bukowskiego i w osobnym”, acz mocno rozpoetyzowanym świecie mojej matki, malarki kwiatów, estetki, zakochanej w prozie Marcela Prousta. Trzy razy wychodziłam za mąż – trzy razy lansowałam nowe nazwisko.

Być może jestem programową „skandalistką”, nie wierzę w „autorytety”, w sztuce poszukuję buntu, emocji, a nade wszystko – kontaktu z drugim człowiekiem , drugą „Personą dramatu”.

Moje postrzeganie malarstwa ukształtowała sopocka bohema lat 70. Ubiegłego stulecia, postrzeganie grafiki – Gdańska „Oficyna”, rzeźby – wyważone, eleganckie eseje Zofii Watrak, założycielki galerii „Refektarz”.

W czasach PRL – u fakt bycia „artystą” dawał poczucie absolutnej wolności, prawo do buntu i własnych przekonań. Zapewne to właśnie wtedy nauczyłam się nie oddzielać życia od sztuki, żyć sztuką, literaturą, muzyką Floydów i Uriah Heep, Yesów – dając sobie równocześnie prawo do wypowiedzi prawdziwe krytycznych, nie wolnych od autoironii i dość lekkiego, charakterystycznego dla felietonu – stylu.

Dziś wiem, że obowiązkiem krytyka jest pisać w sposób interesujący, logiczny, zrozumiały, wyrafinowany literacko, jednak bez patosu, bez taniej egzaltacji, bez owej nudnej, pseudonaukowej „otoczki”, którą tak cenią „akademicy”.

Przed laty, na łamach „Tygodnika Sopot” publikowałam cykl: Sopoccy outsiderzy. Dzisiaj dla „Autografu” piszę o artystach i zjawiskach, których obecność okazuje się znacząca, rysuje się mocną, szkicową krechą na tafli popkulturowego zwierciadła.

Na szczęście – nie wszyscy się w nim przeglądamy.

 

Profesor dr hab. Jacek Ojrzanowski

Profesor dr hab. Jack Ojrzanowski, pracownik naukowo-dydaktyczny Instytutu Wzornictwa Politechniki Koszalińskiej; absolwent Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych w Łodzi (obecnej Akademii Sztuk Pięknych w Łodzi): Wydziału Grafiki (1977 r.) oraz Wydziału Wzornictwa Przemysłowego (1982 r.). Projektant komunikacji wizualnej i designu, ze szczególnym uwzględnieniem wzornictwa społecznego.

Były: dziekan Wydziału Wzornictwa ASP w Łodzi; dziekan Wydziału Grafiki Komputerowej Wyższej Szkoły Kupieckiej w Łodzi; Przewodniczący Rady Naukowej Instytutu Wzornictwa w Warszawie; dyrektor Instytutu Wzornictwa Politechniki Koszalińskiej; prezes Fundacji Kultury Materialnej i Fundacji Archikultura. Przewodniczący Rady Muzeum w Koszalinie.

Biegły Sądu Okręgowego w Warszawie w zakresie: grafiki.

Projektant komunikacji wizualnej i wzornictwa.

Krytyk i propagator sztuki

 

 

2.Fragmenty wybranych esejów pióra Jacka Ojrzanowskiego

 

O malarstwie Stanisława Baja (fragmenty)

„Mistrzowski wyraz tej pasji ujawnia się w stosowanej przez Baja malarskiej technice gestu, tak charakterystycznej dla malarstwa chińskiego, stanowiącego jedną z najstarszych ciągłych tradycji artystycznych na świecie. Metoda wymaga niezwykłych umiejętności manualnych i dużego doświadczenia, niezbędnego do tworzenia form powstających w wyniku szybkich pociągnięć pędzla. Swym rodowodem nawiązuje do chińskiego monochromatycznego malarstwa pejzażowego xieyi, które osiągnęło swój szczyt rozwoju w wiekach IX–XIV. Jego twórcami byli uczeni konfucjańscy, należący do intelektualnej elity kraju. To za ich sprawą narodziła się również myśl, postulująca tworzenie obrazów, które oddawały raczej stan ducha artysty w chwili tworzenia, niż czyste odwzorowanie form”

„Najczęściej namiętnością określamy stan silnego odczuwania emocji, wiążący się z intensywnością doznań, wynikających z nieodpartego uczucia do drugiej osoby. Malarstwo Baja wyraża ją w każdym kolejnym obrazie poświęconym Matce, a w szczególności rzece, Jego Rzece. Jakby uosabiała kobiece piękno stworzone do miłości. Odsłania jej zmienną, choć trwałą istotę. Odkrywa ją jak piękną acz kapryśną kobietę, co rusz przeobrażającą swoją postać. Gdy nie śpi, nigdy nie tkwi bez ruchu, nieraz galopuje. Po prostu bezruch jest dla niej czymś nienaturalnym  (nie przez przypadek sztuka to rodzaj żeński). Można by rzec, że hipnotyzujące jest „nawoływanie syren”, dobiegające znad rzeki”

„Baj nie jest w swym malarstwie dyskretny. W chwilach twórczego uniesienia ujawnia nam, ukryte przed naszymi oczami, tajemnice rzeki. Pomimo, że uczucie namiętności, w wyniku jego nasilenia, może prowadzić do utraty kontroli intelektualnej nad zachowaniem, malarz, podobnie jak Orfeusz, nie ulega tej słabości, do której (bywa) kobiety doprowadzają mężczyzn. Cóż bowiem może być bardziej upokarzającego od odkrycia, że obiekt naszego afektu nie jest go wart ? Jeśli można kochać Rzekę, która uosabia rodzinny Dom, to Baj daje wyraz tym emocjom wobec wartości, która go nigdy nie zawiodła, „właśnie jej nie fantazji, nie mitu czy jakiegoś stworzonego przez siebie obrazu”

O malarstwie Eduarda Nikonorova (fragmenty)

„W obrazie pod tytułem „Gra” Nikonorov nawiązuje bezpośrednio do „Liber super ludo scaccorum”, w którym dominikanin Iacopo da Cessole, wykorzystując figury szachowe, stworzył jeden z najciekawszych opisów średniowiecznego społeczeństwa. Nikonorov w swym dziele,   w karykaturalny sposób, pod postaciami króla i błazna, jako równorzędnych partnerów w batalii  o dominację, przedstawia konfrontacyjne starcie dwóch sił. Ofiarami w tej walce o panowanie nad światem stajemy się my. Widzimy jak z pola szachownicy, niby żołnierze ginący w boju, spadają w nicość kolejno strącane pionki. Biel i czerń kratkowanej planszy (uzupełnione w obrazie kontrastującymi z sobą czerwienią i zielenią ) symbolizują odwieczny konflikt: światła z ciemnością, dobra ze złem, yin i yang. Dają wyraz zbiorowych relacji dwóch mocy. Artysta zdaje nam się przypominać że, mimo upływu czasu, umysłowego rozwoju człowieka i humanizacji stosunków międzyludzkich ten układ zgrzebnej codzienności zakorzenił się w naszym społecznym życiu na dobre”.

„W cyklu obrazów „Miłość Brutalna” teatr Nikonorova nie jest w swej wymowie tak karykaturalnie bezwzględny chociaż, podobnie jak u Dudy Gracza, symbolicznie niejednoznaczny. Natomiast zachowuje w sobie, jak wiele dorosłych psów (przepraszam za to niestosowne kolokwialne porównanie) coś ze szczenięcego usposobienia, charakteryzującego się, nawet w niebezpiecznej zabawie, przewrotną przekorą. Do określenia zabawy używam (dosłownie i w przenośni) przymiotnika niebezpieczna, bo igraszki, stanowiące narrację cyklu obrazów Nikonorova, dotyczą całej rzeszy ludzi (populacji kobiet i mężczyzn), które mogą się poczuć, jak ta pani z galerii, dotknięte w wyjątkowym mniemaniu o swojej wyjątkowości”.

„Nikonorov, w „Brutalnej Miłości”, kryjąc się za barokowym splotem (nie zawsze prostych) malarskich fraz, jak badacz la comedia zwanej ludzką egzystencją, w humorystyczny i nieco  ironiczny  sposób rozprawia się z cielesną ułomnością człowieka – biologicznym universum życia. Jak prawdziwy pluralista traktuje obie płci (przedkładające doznania nad odczuwanie refleksji)  z równoważnym symetrycznym zrozumieniem. W książce Małgorzaty Dorny „Nikonorov’s Passion”, w rozdziale Nature, oglądamy obraz Centaurs przedstawiający, niejako z kobiecego punktu widzenia, dwa zespolone w walce na śmierć i życie folosy. Rywalizują o względy wyłaniającej się z wody powabnej Syreny. Groteskowość przedstawionej sceny wynika z wyeksponowania kontrastu zachowań bohaterów opowiadania. W grymasie morderczego bólu zniekształconym twarzom, zmagających się mitycznych stworów, Nikonorov przeciwstawia mało zainteresowaną tym, co się dzieje wokół niej, delikatną postać nimfy wodne. Symbolicznym, błogosławiącym gestem rozwartych rąk wyraża (jak gdyby) niepokój, nie tyle o to, który z nich zwycięży, bo wydaje się, że jest jej to obojętne, co raczej o to, aby w finale tego krwawego starcia „coś” dla niej zostało”.

 

O sztuce Romana Opałki (fragmenty)

„W czasie poświęconym na poobiednią kawę, posługując się jako pretekstem do nawiązania rozmowy suprematyczną kompozycją „Białe na białym” (biały kwadrat na białym tle) Kazimierza Malewicza, odważyłem się zapytać Jubilata, jak zmienią się jego „liczone obrazy” w sytuacji, gdy biel cyfr spotka się i utonie w bieli płótna, czyli gdy rozjaśnianie tła osiągnie punkt krańcowy, który artysta nazywał „bielą zupełną”. Roman Opałko, z wrodzoną sobie skromnością, wyraził wątpliwość, czy wtedy jeszcze będzie żył. Nie wykluczał jednak, że jeśli do tego dojdzie, odwróci bieg wydarzeń. Cofając niejako czas, dążyć będzie od bieli do czerni, która była tłem pierwszego obrazu cyklu („Opałka 1965/1-znak nieskończoności”). Jeśli do tego dojdzie, pomyślałem wtedy (o tym, co teraz wyznaję), cały artystyczny zapis życia Opałki, liczony milionową ilością jego Detali, stanie się modelem obrazującym teorię Wielkiego Wybuchu, po którym gdy, „nasz Wszechświat przestanie się rozszerzać, a zacznie się kurczyć, czas będzie płynął „do tyłu”.

„Wiara Romana Opałki w znaczenie twórczego geniuszu własnej sztuki oraz obawa przed jej plagiatowaniem, pobudzała wyobraźnię malarza do stworzenia takiej bariery, zabezpieczającej efekty własnej pracy przed kradzieżą, której nikt nie będzie w stanie przełamać. Opałka, w myśl Horacego, „odważył się być mądry”. Nie udało mu się z „Chronomami”, z „Fonemami” ani z „Alfabetem greckim”, których sama forma nie gwarantowała ich ochrony. Za to jego największe Dzieło – „Detale”, zaopatrzone w niespotykany dotąd zamysł, pozostały po dziś dzień nie do podrobienia. Wzorowali się na jego sztuce różni wybitni twórcy ale podobnie jak to uczynił np.  Deganit Berest, podpisując swój obraz „M4 after Roman Opalka” (Muzeum Sztuki w Tel Awiwie), umieszczali nazwisko Opałki jako inspiratora swoich prac”.

                                                                                                                                                                                                           malarstwie Młodych Dzikich (fragment)

„Męczę się w odszyfrowywaniu niedbale, by nie rzec niechlujnie, zamotanych na płótnie „Młodego Dzikiego” kształtów, w nadziei odszukania w nim jakiegoś porządku. Być może moja ironia jest lichej próby i bierze się stąd, że za dużo naoglądałem się tzw, dzieł „klasycznych”, czyli inspirujących do odczytywania zawartego w nich przekazu. Sarkazm może wynikać również z zaskoczenia, spowodowanego poczuciem nierzeczywistości wszystkiego co działo się ze mną w tym momencie. Czuję się jak małpiszon, któremu dano pilota kanałów telewizyjnych, bez możliwości ich zmiany. Może jednak coś w tym malarstwie jest, pomyślałem? Czasami intuicyjnie czuję tu i tam oznaki jakiegoś ładu. Wysiłkiem woli wyławiam fragmenty „wysp uporządkowania”. Kiedy znikają, te które układały się przed chwilą w zrozumiały korowód form, i gdy już ich nie widzę (a przecież można odszukać takie nawet w płótnach Pollocka) tłumaczę sobie, że to tylko fatamorgana. Dochodzę w końcu do wniosku, że być może w tym malarstwie nie chodzi o szyfr, ale o coś więcej. Podobno nie ważne jest czy dobrze malujesz ale to co czujesz podczas tego malowania. Biorąc sobie do serca to nieweryfikowalne dla mnie przypuszczenie rezygnuję z konfabulacji i uspokajam się, tłumacząc sobie, że każdy człowiek ma własny kod, którego, nie musi mi być dane rozszyfrować i zrozumieć. Franciszek Liszt o wszystkim co innowacyjne w muzyce mawiał, że podobnie jak nowe wino wymaga nowych butelek. W końcu nawet Biblia, biorąc pod uwagę ten czynnik ludzkiej ułomności, doczekała się wydania w języku młodzieżowej subkultury”.

 

O Sztuce Socrealizmu (fragmenty)

„Czy w Polsce twórcy socrealizmu byli wyznawcami, na jakich było stać tamte czasy? Czy w ogóle byli entuzjastami narzuconych reguł obrazowania socjalistycznej prawomyślności? Aby podjąć się odpowiedzi na tak postawione pytania, chcąc zachować chociażby pozory uczciwości, muszę odwołać się do postaw własnych i kolegów z okresu lat moich pierwszych studiów (1972-77), w Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych w Łodzi. Wyznam, że z zapałem, przecież nie jako zwolennicy systemu, wykonywaliśmy zlecane nam przez Studencką Spółdzielnię Pracy „Puchatek”, wszelkiego rodzaju propagandowe fuchy. Z okazji świąt państwowych, przypadających na rocznice: 1 Maja, Rewolucji Październikowej czy Wyborów albo tzw. Święta Odrodzenia Polski, obchodzone wówczas 22 lipca, malowaliśmy: gołębie pokoju, godła państwowe, portrety Lenina i przodowników pracy, uśmiechnięte dziewczyny z naręczami kwiatów, gigantyczne majowe jedynki i lipcowe dwójki”.

„Z powodu wykonywanych zleceń nie doświadczaliśmy wstydu ani wyrzutów sumienia. Do dziś ich nie odczuwam. Dlaczego? Czy dlatego, że to co robiliśmy trudno byłoby uznać za sztukę albo pracę, w której polityczną skuteczność ktokolwiek by mógł uwierzyć? Robiliśmy to przede wszystkim dla nobilitującego kontaktu z życzliwymi nauczycielami, pozwalającymi nam przy okazji zarabiać. Bez poczucia krzywdzenia kogokolwiek. Raz tylko uznano nas za sabotażystów gdy farbę naszego wiecowego gołąbka pokoju zmył deszcz. Skończyła się nam olejna i w nadziei, że nie będzie padać, machnęliśmy ptaka plakatówką. Dzięki naszemu rektorowi rozeszło się po kościach i milicja nie wyciągnęła wobec nas żadnych konsekwencji. Ale jak mawiał Jean-Jacques Rousseau „Człowiek rodzi się wolny, a ciągle tkwi w kajdanach”. Mieliśmy również i takich wykładowców, chociaż były to wyjątki, jak pan od plakatu, który w prowadzonej pracowni lubił eksploatować slogany propagujące ustrój. Za plakat do hasła „Socjalizmotrzymałem ocenę niedostateczną, ponieważ moja subtelna tęcza, jak się dowiedziałem, jako nietrwałe i przemijające zjawisko przyrodnicze, nie mogła obrazować wiecznie żywego mocarnego socjalizmu. Starszy kolega poradził sobie z tym tematem lepiej. Na jaskrawo czerwonym tle zaprojektował ogromną wykręconą stalową szynę, za którą otrzymał piątkę. Panu od plakatu, który gdzieś na partyjnych wyżynach pochwalił się „swoimi osiągnięciami” w propagowaniu klasowego ustroju, wstrzymano na pewien czas możliwość obrony pracy habilitacyjnej. Odkryto, że stalowa prowadnica, zaprojektowana przez naszego kolegę, przedstawia figurę niemożliwą w swej najczystszej postaci, skonstruowaną na wzór Trójkąta Penrose’a”.

„Artyści ci mieli świadomość siły oddziaływania aluzji. Była ona  wyrazistsza niżli wierność krzyczącej fabuły, która jak wyrzut sumienia zaburzała artystyczne doznania w odbiorze „mieszaniny rzeczy”, demonstrującej niejednokrotnie niewyobrażalne piękno fantastycznej rzeczywistości, współgrającej ze światem wyobraźni. W ich wykonaniu i w realiach tamtych czasów, to była sztuka skrywania „sztuki”  i (w miarę możliwości) emitowania tego co wpisywało się w pojęcie kultury jako wspólnoty wartości, a nie tej służącej autokreacji władzy. Gdyby porównać sztukę wizualnego obrazowania do tej definiowanej dźwiękiem „muzyka (jak mówił bohater filmu Bradleya Coopera „Narodziny gwiazdy”) to w zasadzie 12 nut w oktawie. 12 nut i kolejna oktawa. Ta sama historia opowiadana w kółko. Wiecznie, a artysta może tylko pokazywać światu jak widzi tych 12 nut. Nic więcej. ” Ekscytuje mnie to jak widzieli, w czasach panującego socrealizmu, „tych 12 nut” ci obdarzeni odwagą i talentem. Ten sam bohater filmu Coopera uważał, że talentów jest na pęczki ale coś do powiedzenia mają tylko ci którzy mówią w taki sposób, że chce ich się słuchać”.

 

 

3.Fragment z Listu do Czytelników

Przyjaciele, którym starczy cierpliwości i ochoty…

Książka ta, pisana latami, złożona z kilkudziesięciu esejów , mocno zakorzenionych w świecie pogranicza sztuki i literatury, dotyka problematyki związanej ze społecznym odbiorem dzieła plastycznego. To książka, której tematykę można odczytywać jako szereg prób, interpretacji dominujących w  kulturze współczesnej zjawisk i  nurtów – stanowi sekwencję dość subiektywnych, naznaczonych piętnem osobistego wyznania, niemal autobiograficznych narracji. Subiektywizm ten wynika z  zawodu i  pasji krytyka sztuki, który podejmując wędrówkę po galeriach i pracowniach, spotykając się z  artystami, słuchając ich wypowiedzi i  studiując uważnie programy, deklaracje, zapiski w katalogach – kieruje się najczęściej intuicją i emocją. Poznajemy bowiem obraz, rysunek, rzeźbę, grafikę w nagłym błysku świadomości, w jakimś momencie, chwili, stając „twarzą w twarz” wobec dzieła artysty i czynimy to, by (jak pragnął znakomity krytyk literatury – Jan Błoński) zobaczyć dzieło „jasno, w zachwyceniu”. Bez emocji nie ma bowiem odbioru sztuki. Bez intuicji – nie ma jej rzeczywistego poznania. By powstał tekst, między dziełem i odbiorcą (krytykiem) musi wydarzyć się coś niezwykłego, coś co sprawia, że doświadczamy magii obecności artysty, jego myśli i uczuć, jego obaw i nadziei, jego wiary w sens i efekt samego aktu, procesu tworzenia.

Zatem książka ta, wyznaczona rytmem życia jej autorów, istotą ich literackich, artystycznych i filozoficznych zainteresowań, może przywodzić na myśl proste skojarzenia z  procesem budowania, wznoszenia gmachu, którego fundamentem okazuje się to, co nieuchwytne, momentalne, ulotne. Jeżeli jednak źródłem inspiracji jest emocja – to konstrukcja architektoniczna, która w jej wyniku powstaje, posiada już zdecydowanie odmienny charakter. Tę odmienność określa tytuł i podtytuł całości – oba odnoszące się do struktury architektonicznej budynku i sugerujące dyscyplinę, logikę rozważań: „Homeroscopium sztuki – właściwe dać rzeczy słowo (krytyka artystyczna nie tylko dla studentów).

Słowo – klucz zawarte w tytule stanowi nawiązanie do nazwy niekonwencjonalnego domu jednorodzinnego „Homeroscopium House”, autorstwa Antona Garcia-Abril z Ensemble Studio, zbudowanego w miejscowości Rozas w pobliżu Madrytu.

Proponowana przez nas publikacja, pomyślana nie tylko jako podręcznik dla młodzieży szkół średnich i pierwszych lat studiów artystycznych, stanowi w istocie uporządkowany i przemyślany zbiór esejów, poświęconych najważniejszym zjawiskom, występującym w plastyce polskiej końca XX i  początków XXI stulecia. Kryteria doboru tematów wydają się być oczywiste: autorzy biorą pod uwagę tylko te dzieła i  niekonwencjonalne realizacje (w  tym także art-objects z  tak zwanego „pogranicza” jak: ambalaże, collage, happening, performance, mural), które odwołują się do wartości humanistycznych, tradycji narodowych oraz charakteryzują się dbałością o walory warsztatowe, doskonałością, mistrzostwem formy. Istotna jest tu także zmiana, ewolucja spojrzenia na sztukę, której jesteśmy świadkami, owo przejście od warsztatu badacza literatury (znawcy hermeneutyki i  semiotyki), warsztatu wykorzystywanego najczęściej w sferze krytyki artystycznej do rozważań na miarę „zwykłego” odbiorcy, bywalca galerii, wyposażonego co prawda w pewien aparat pojęciowy, badawczy, ale nieradzącego sobie samodzielnie z odczytaniem dzieła. Innymi słowy – celem proponowanej przez nas publikacji jest pokazanie prac konkretnego grona artystów, reprezentantów różnych kierunków i  stylów oraz podjęcie prób interpretacji tych prac, przedstawionych w szerszej perspektywie, kontekście kulturowym. Zastrzec tu jednak wypada, że prawdziwe dzieło „broni się” samo, tym bardziej, że w odbiorze sztuki istotna jest emocja, wrażliwość, a nade wszystko wiedza o człowieku, jego tęsknotach i potrzebach mentalnych, duchowych. Dzieło sztuki jest bowiem zaczynem dyskursu, rozmowy i samo w sobie inicjuje „akt komunikacji” artysty z odbiorcą.

Proponowana publikacja powinna (koncentrując się na walorach literackich wypowiedzi, na pięknie języka, sile i  sugestywności eseistycznej narracji) nie tylko uczyć uważnego spojrzenia na sztukę, krytycznego, samodzielnego myślenia, ale także zaproponować czytelnikom całą gamę narzędzi badawczych, począwszy od omówienia, opisu, analizy, a na reportażu z wystawy, czy zdarzeniu z pogranicza sztuk – skończywszy.

Kompozycja, struktura lub może raczej „architektura”, tej książki wiąże się i wynika logicznie z przyjętego w tytule, metaforycznego terminu „Homeroscopium”, a jej autorzy mogą śmiało powiedzieć, że czują się jak budowniczowie nowoczesnego obiektu z betonu i szkła, surowego, chropawego i dopracowanego zarazem. To obiekt, budynek mieszkalny w którym… zamieszkają marzenia. Marzenia artystów o Sztuce uniwersalnej i wielkiej, traktującej art-object jako jedyny sposób na zawarcie przymierza z odbiorcą, na nawiązanie rozmowy, podjęcie rozpoczętego przed wiekami dialogu. Marzenia krytyków, których (pozornie nieistotna, ale rzetelna, niekiedy „mrówcza”) praca powinna przyczynić się do rozbudzenia zainteresowania dziełem sztuki i biografią lub – zapisaną w obrazie, grafice, rysunku, czy rzeźbie – autobiografią artysty. To wreszcie budynek mieszkalny, w którym odnajdą swe miejsce wszelkie niespełnienia i dążenia człowieka, wszelkie nadzieje, zawahania i  obawy człowieka współczesnego, dla którego akt twórczy bywa jedyną chwilą refleksji, być może także jedyną okazją kontaktu z Duchem Wszechświata, Absolutem.

Budujemy przeto nasze „Homeroscopium” i czynimy to pełni niepokoju o ostateczny, architektoniczny i estetyczny, a tym samym moralny – efekt. Odwołując się do słynnej Platońskiej „TRIADY” (Prawda, Piękno i Dobro), pragniemy by w naszym „Homeroscopium” znaleźli przestrzeń dla siebie ci wszyscy, którym obce są „modele konsumpcji” i materialne dążenia człowieka, zanurzonego w owej „kulturze nadmiaru”, kolorowego chaosu i zgiełku, człowieka który być może nie wie jeszcze i nie czuje, że spojrzenie w głąb siebie, czy wrażliwa kontemplacja Natury, chwila ciszy – znaczą nieporównywalnie więcej niż wypełnione perfekcyjnie opakowanymi towarami aleje półek w pobliskim hipermarkecie. Budujemy „Homeroscopium” dla ludzi wrażliwych i mądrych, którzy poszukują kontaktu z drugim człowiekiem przez Sztukę i w imię Sztuki.

 Z wyrazami sympatii i szacunku dla jej przyszłych czytelników
 – autorzy i współtwórcy tej książki

 

 

4. Uwagi końcowe

Autorzy pragną, zamykając jakąś logiczną klamrą cykl swych esejów o sztuce – podkreślić, że drogi wiodące ich do napisania tej książki były odmienne. Teksty Małgorzaty Dorny (Wendrychowskiej), publikowane już wcześniej, powstawały na zamówienie konkretnych redakcji i galerii. Teksty Jacka Ojrzanowskiego zostały napisane specjalnie, z myślą o tej właśnie publikacji książkowej i  zostały zadedykowane specyficznej, wymagającej i nader krytycznej grupie adresatów: studentom kierunków artystycznych szkół wyższych i uczniom ostatnich klas liceów ogólnokształcących.

Autorzy są jednak zgodni, że łączy ich sposób spojrzenia na sztukę, potrzeba poszukiwania nowych, nieprzetartych jeszcze dróg (lub może ścieżek) interpretacji, obszarów obejmujących zagadnienia tak zwanego „pogranicza”, pogranicza: literatury, estetyki, filozofii i etyki. Nieobca jest im także wiedza z zakresu współczesnej socjologii i antropologii sztuki, a więc wiedza o kondycji współczesnego człowieka. Ich stosunek do tak szeroko, szkicowo nakreślonego tematu, do problematyki w istocie bez granic i bez ram – można by przedstawić metaforycznie jako rodzaj spojrzenia „w głąb”. Pragnąc unaocznić, zobrazować ten sposób myślenia i rodzaj wrażliwości, dominujący w ich tekstach – autorzy proponują odwołać się do stylistyki jednego z ostatnich filmów Akiro Kurosawy „Dreams”.

Oto uporządkowana sekwencja scen, układających się w autobiograficzną opowieść, zamykającą mocnym akcentem dorobek żegnającego się ze światem reżysera, opowieść zatytułowana zwyczajnie: „Sny”. Oto sale muzeum lub współczesnej galerii i młody Japończyk, który staje (jak urzeczony) przed rzędem niewielkich, malowanych pastelami kompozycji. Bohater filmu – malarz o aparycji naiwnego, wrażliwego, zamyślonego, „romantycznego” chłopca, wchodzi (metaforycznie i dosłownie) w nasyconą słońcem, charakterystycznie złocistą, przyjazną – przestrzeń, jednego z  bardziej znanych pejzaży autorstwa Van Gogha. Młodzieńca otaczają nagle falujące pola, wiejskie praczki pod rozbuchanym kolorystycznie kamiennym mostkiem, podczas gdy stada rysowanych graficznie, szkicowo wron – zrywają się do lotu ponad płaszczyzną przejrzałego zboża. Bohater spotyka, stojącego niemal tyłem do widzów – Vincenta, który przy rozstawionych sztalugach, w żółtej kurzawie rżyska, z paletą w jednej i pędzlem w drugiej dłoni (z owymi nieodłącznymi i bardzo teatralnymi atrybutami artysty) – trwa zamyślony, zapatrzony w przestrzeń, by rzucić od niechcenia kilka, pozornie nieistotnych uwag na temat dymiącej, buchającej snopami iskier, zda się pędzącej wprost na nich, pokazanej w kilku mocnych, wyrazistych kadrach – lokomotywy.

Krytyka nie szczędziła filmowi „Dreams” ironicznych, złośliwych komentarzy. Reżyserowi zarzucano zamiłowanie do zbyt prostego obrazowania, do łatwych i oczywistych skojarzeń, ale wydaje się, że publiczność wiedziała już wówczas „swoje”. Film do dzisiaj, mimo, że wszedł na ekrany w początkach lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku – stanowi inspirację nie tylko dla teoretyków i historyków sztuki, ale także dla tych wszystkich, dla których sam fakt obecności dzieła – staje się okazją do nawiązania rozmowy, pretekstem do zawarcia specyficznego porozumienia, dialogu między odbiorcą i artystą. Istotą i zaczynem owego osobistego, niekiedy intymnego kontaktu, który na gruncie teorii literatury zwykło się nazywać mianem „trójkąta autobiograficznego” – okazuje się postawa twórcy .

On to bowiem daje świadectwo „faktom”, co wydawać się może oczywiste w przypadku tak zwanej sztuki „przedstawiającej”, ale nie znaczy (jeżeli nie ulegać uproszczeniom), że faktem jest tylko to, co widać i co wyraziste, utrwalone w strukturze konkretnej pracy.

Dla malarza impresjonisty „faktem” może okazać się światło, dla ekspresjonisty – zapis gestu i  ruchu, dla surrealisty jakaś niejednoznaczna, oniryczna przestrzeń. Każdy z  nich, zapisując na płótnie fragment swej własnej artystycznej biografii, swej drogi, swych poszukiwań, przemyśleń – kreuje pojęcie „faktu” w sobie tylko właściwy, rozpoznawalny sposób.

On to także, ów (skonkretyzowany z racji przyjętej stylistyki, konwencji i artystycznej wizji, przesłania) autor – dokonuje w każdej ze swych prac, zawsze bardzo osobistego wyznania, wprowadzając odbiorcę w świat własnych doświadczeń, proponując określoną paletę barw, czy operując precyzyjnie dobraną gamą środków ekspresji, charakterystycznym znakiem graficznym, metaforą, symbolem. On to wreszcie – rzuca wyzwanie odbiorcy, temu do kogo skierowane jest dzieło, kto powinien wejść w przestrzeń artysty (podobnie jak uczynił to bohater filmowej noweli Akiro Kurosawy) i kogo obecność została przewidziana i w pewnym sensie „zakodowana”, ukryta w obrazie.

Inny bowiem krąg adresatów swych prac wyznaczy zawołany buntownik, awangardzista, oczekujący protestu lub oburzenia publiczności, inny – malarz traktujący swe dzieło na prawach estetycznego przedmiotu, a jeszcze inny – artysta, który zdecyduje się na pokazanie rozpisanego na szereg dopełniających się scen kart z pamiętnika lub notatnika, czy diariusza. Zaprosiliśmy zatem Państwa na spacer po naszym „Homeroscopium” – galerii wyobrażonej, wyśnionej, nie mającej konkretnego adresu, do miejsca nieobecnego w przestrzeni urbanistycznej, realnego, położonego gdzieś na bezdrożach, na krańcach Europy – miasta. Zaprosiliśmy na rodzaj sentymentalnej, niespiesznej wędrówki, której trasa (zazwyczaj ledwie naszkicowana, nakreślona na domniemanej mapie, tworzonej w wyobraźni) poprowadziła nas od jednej wystawy do drugiej, szlakiem utrwalonych w pamięci obrazów, rysunków i  grafik, niekiedy portretów artystów.

 

Zaprosiliśmy na wystawę, której scenariusz układał się w rodzaj bardzo osobistych, pamiętnikarskich, niepozbawionych nostalgii – narracji, w której pewną (acz nie najważniejszą) rolę odgrywały estetyczne upodobania i wybory, a nade wszystko sympatie tych, którzy zdecydowali się (pełni niepokoju o  ostateczny efekt) podzielić swymi myślami o sztuce i jej twórcach, badaczach, eksperymentatorach, performerach, artystach.

Zamiar podjęcia takiej wędrówki wydawał nam się tym bardziej naturalny, że współczesny człowiek okazuje się bardzo przywiązany do narracji lub może raczej – do snucia niekończących się opowieści. Lubi historie rozbudowane, wielowątkowe, polifoniczne i owym zamiłowaniem do imitowania realnego świata w  literaturze i  sztuce – można usprawiedliwić (nie tak odległe w czasie) zamiłowanie do czytania prozy w stylu „le roman fleuve”, powieści „rzeki” lub (znacznie bliższe nam wszystkim) przywiązanie do śledzenia losów bohaterów telewizyjnych popularnych seriali i nowel.

Opowiadanie zasłyszanych lub zapamiętanych, niekiedy przeżywanych osobiście, historii staje się także swoistym antidotum, remedium na pośpiech i bałagan naszych, jakże niepewnych – czasów. W świecie realnym wypowiadamy się bowiem w  sposób chaotyczny, nieciągły, bez dbałości o spójność i wewnętrzną logikę przekazu, bez poczucia odpowiedzialności za słowo i za podejmowane tematy i wątki. Jeszcze jednak niedawno, „zanurzony w kulturze” epok minionych – a szczególnie w postromantycznej prozie oraz w tekstach powieściowych pierwszej połowy dwudziestego wieku, kiedy to stało się modne, naturalne i  umotywowane psychologicznie snucie niekończących się, tworzących cykle, sekwencje uporządkowanych, płynnie przenikających się, naznaczonych potrzebą wyznania, autobiograficznych, zapisów doznań i zdarzeń, opowieści – człowiek czuł się bezpiecznym, spokojnym i szczęśliwym obywatelem (pojmowanego w sposób holistyczny) świata.

Wydaje się zatem, że narracja, traktowana jako opowiadanie o tym, co minione, owo spokojne „snucie opowieści” – pozwalała czytelnikowi (podążającego tropem myśli opowiadającego, narratora lub niekiedy także autora) na porządkowanie i oswajanie artystycznej, wykreowanej, jakiejś meta -realności. Jednakże podczas gdy w przypadku tekstu literackiego liczą się głównie subiektywne, intencjonalne narracje, prowadzone z  rozmysłem, tworzące pewien logiczny, przemyślany do ostatka, konstrukt – w przypadku wspomnień, takich jak zapis „podróży sentymentalnej” po pracowniach i salonach sztuki – liczy się zarówno osobowość narratora – „wędrowca”, jak i  inspiracja dostarczana za sprawą zgromadzenia w  jednym miejscu i czasie konkretnych dzieł, tworzących we wspomnieniach zwiedzającego określoną sekwencję obrazów, kompozycji, wreszcie – estetycznych i filozoficznych „zdarzeń.”

Pragnęlibyśmy, by ta książka, owo „Homeroscopium sztuki” stała się dla Państwa zarówno inspiracją, jak i  swoistym remedium. Inspiracją do snucia własnych, osobistych nacji, do podjęcia samodzielnych poszukiwań. Remedium na samotność współczesnego człowieka, zagubionego w świecie techniki i technologii, poszukującego na próżno drogi ku własnej, osobistej Arkadii.

Autorzy:  Dorna (Wendrychowska) i J. Ojrzanowski

 

 

5. Spis treści 

 

Z listu do czytelników

Biogramy

 

Małgorzata Dorna (Wendrychowska)

Alfreda Aszkiełowicza światy równoległe

 

 Jacek Ojrzanowski

Stanisław Baj. Namiętność

 

Jacek Ojrzanowski

Anna Bochenek. Bliskie spotkania trzeciego stopnia

 

Jacek Ojrzanowski

Katarzyna Gauer. Menhiry zawsze rzucają cienie

 

Małgorzata Dorna (Wendrychowska)

Krzysztof Gliszczyński. Zmagania artysty z materią, czasem i autoportretem ukrytym

 

Jacek Ojrzanowski

Władysław Jackiewicz. Wenus. Mistycyzm  nagości

 

Małgorzata Dorna (Wendrychowska)

Mistyczny stan jedności z Naturą… w „postludzkim”, ponowoczesnym świecie. Refleksje na marginesie fotogramów Zofii Kawalec–Łuszczewskiej

 

Małgorzata Dorna (Wendrychowska)

Anna Lejba. Znak, archetyp, litera, materia. Filozoficzne rozważania Anny Lejby

 

Jacek Ojrzanowski

Andrzej Łobodziński. Harmonia wyobraźni

 

Małgorzata Dorna (Wendrychowska)

„Mieć oczy psa… oczekiwań radosnych pełne… Chciałabym”. (Malarskie palimpsesty Ewy Podolak)

 

Jacek Ojrzanowski

Eduard Nikonorov. „Błazny, szaleńcy, głupcy”

 

Małgorzata Dorna (Wendrychowska)

Tadeusza Ogrodnika autoportret w rysunkach ukryty

 

Jacek Ojrzanowski

Roman Opałka. Na osi czasu

 

Małgorzata Dorna (Wendrychowska)

W laboratorium sztuki Janusza Ploty – sceny z życia artysty „osobnego”

 

Małgorzata Dorna (Wendrychowska)

Malarskie ślady Krzysztofa Polkowskiego

 

Jacek Ojrzanowski

Stanisław Sacha Stawiarski. Chwała na wysokości słońcu

 

Jacek Ojrzanowski

Aleksandra Simińska. „Nemezis”

 

Małgorzata Dorna (Wendrychowska)

Andrzeja Sobolewskiego światy osobne

 

Małgorzata Dorna (Wendrychowska)

Przeobrażenia materii w kompozycjach malarskich Andrzeja Tomaszewskiego

 

Jacek Ojrzanowski

Partibus infidelium czyli „prowincja zamieszkała przez niewiernych”.

Ewaluacja materii socrealizmu

 

Jacek Ojrzanowski

Młodzi Dzicy. Reaktywacja modelowania procesu twórczego

 

Małgorzata Dorna (Wendrychowska)

Pracownia interpretacji otwartych – w poszukiwaniu partnerów dyskursu…

 

Uwagi końcowe

Podziękowanie

 

Weronika Pytlarz – tomik poetycki „Czyja wina”

W zderzeniach słów – tyle zaskakujących odkryć, czyli o poezji Weroniki Pytlarz  

 

Własnie dotarł do czytelników znakomity tom poetycki Weroniki Pytlarz  „Czyja wina”. To debiut książkowy tej poetki – błyskotliwy, z pewnością zaistnieje w Poezji. Wzbogacają go piękne, jakże trafnie korespondujące z wierszami –  ilustracje Anny Szczepanik.

 

„To dobra, mądra i piękna poezja, która nie pozostawi nikogo obojętnym – pisze na okładce tomiku Zuzanna Przeworska. –  To poezja o dojrzewaniu do słowa, do świata, do swojego miejsca w tym świecie. W świecie pełnym sprzeczności, absurdów i paradoksów, wręcz kryzysu wartości – jak ujawnia to poetka w swych metaforycznych obrazach – człowiek wrażliwy, pełen empatii, czuje się zagubiony, samotny. „I byliśmy tacy ludzcy/ze mieli nas za głupców/… Mieli nas za głupców,/a my tylko zapatrzyliśmy się w gwiazdy”. To mocna, często wręcz porażająca poezja, obnaża siłę i słabości człowieka, jego lęki, pragnienia, także przegrane, tęsknoty i samotność, nawet tę we dwoje. „Będziemy mówić,/żeby świat przestał być głuchy/ na człowieka”, „My w tych domach/ całkiem nie do siebie”. Człowiek w poezji Weroniki Pytlarz, to „człowiek –filozof. / Odkrywca atomu./ Po co to wszystko/ skoro niewiele więcej szczęśliwy”; ale też ktoś kto odkrywa siebie w świecie, cieszy się chwilą, bierze z życia to, co najlepsze. Nikogo nie oskarża, co najwyżej stawia ważne pytania: Czyja wina? Pytania jak najbardziej zasadne, bowiem „Betonowe ulice/my w samotnościach/ nawet świat/ wolałby na inną orbitę”.

Tomik „Czyja wina? Weroniki Pytlarz to także znakomita liryka, pełna namiętności: „Rozebrałem cię ze wstydów/ i taką nagą/ zostawiłem światu / i taką z lęku/ posłałem na kolana:”. Liryka zmysłowa, wyzwolona, pomiędzy sacrum i profanum, ale też pełna niedopowiedzeń, z oddechem dla czytelnika.

Tomik „Czyja wina” Weroniki Pytlarz składa się z sześciu pasjonujących tematów – rozdziałów: Światu, Nagości, Ludiom, Piętrzenia, Szeptania, Niedosyty – zawiera  50 cudownych liryczno-refleksyjnych wierszy.

Zapraszam w podróż do błyskotliwego świata wierszy Weroniki Pytlarz. W zderzeniach słów tyle tam niespodzianek…

 

We wstępie tomiku Weronika Pytlarz pięknie, oryginalnie – tak oto rozmawia  z czytelnikiem (miejscami to proza poetycka!):  

Początki od zawsze były dla mnie najtrudniejsze. Na postawienie pierwszego kroku czekałam cały rok. Na rower wsiadłam po jakichś sześciu latach życia, a słowa zainteresowały mnie jeszcze trochę później. Słowa wkradły się do mojego życia z wielką mocą w postaci bajek na dobranoc, w postaci opowieści, które do snu opowiadał mi tata, w postaci rozmów, które codziennie przeprowadzałam z mamą.

Słowa stanowią większość mojego życia i jeszcze większą większość samego jego sensu. Chciałabym czytelniku, żeby Cię te słowa dotykały lub odchodziły daleko ze świadomością odejścia. Słowa mają to do siebie, że niosą za sobą wielkie zamiary, chcą czegoś lub chcą coś dawać, ale pragnę, żebyś słowa, z którymi zaraz się zetkniesz, potraktował bez żadnego zobowiązania. Żebyś czerpał przyjemność z samego słowa, z jego przeczytania i zrozumienia. Chciałabym drogi czytelniku, żebyś potraktował słowa ode mnie jako słowa, które nie chcą być potraktowane w żaden określony sposób i stale czekają na nowe odkrycia.

Początki od zawsze były dla mnie najtrudniejsze, ale jeszcze trudniejsze końce, bo do dziś nie rozstałam się ze wszystkim co kiedykolwiek zaczęłam licząc na coraz to pełniejsze doznania, na lepszy świat i licząc na ludzi. Na ludzi wszystkich bez wyjątku w swojej wyjątkowości. Dlatego kończąc początek słów, którymi chcę się z Tobą podzielić czytelniku, nie powiem Ci nic, bo wierzę, że sam dostrzeżesz, co chcę Ci powiedzieć.

Weronika Pytlarz

O Autorce 

Weronika Pytlarz, studentka psychologii na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu,  rodem z Piły, to poetka oryginalna, z własną, już rozpoznawalną frazą poetycką, grą słów pełną nowych sensów. Jest laureatką wielu ogólnopolskich i regionalnych konkursów poetyckich, uhonorowana nagrodą Fundacji Literackiej im. Agnieszki Bartol., związana z Klubem Literackim „Pegazik” MDK „ISKRA” w Pile.

Mieszka w Pile.

O książce

Weronika Pytlarz „Czyja wina”

 

Wydawca: Wydawnictwo Media Zet Zuzanna Przeworska

Str. 110

Redakcja – Zuzanna Przeworska

 

Zdjęcia:

Ilustracje – Anna Szczepanik

tel. 536 128 507, e-mail: andziasz123@gmail.com

 

Książce patronuje Fundacja Literacka im. Agnieszki Bartol

 

Okładka, opracowanie graficzne:

Oficyna Reklamowo-Edytorska DRACO-ART w Pile – Renata Drozd

(ul. Garczyńskiego 4 c, 64-920 Piła, tel. 501 671 331)

 

Wydanie I , Piła – 2020

 

Druk: Drukarnia „TOTEM”Inowrocław

 

ISBN 978- 83- 60245-97-2

————————————–

Zamówienie

 

1/ Tomik ten można bezpośrednio zamówić – kupić u wydawcy:

możemy wysłać pocztą –
cena za 1 egz. – 22 zł +9 zł koszty przesyłki. Można tę kwotę 31 zł wpłacić
na konto wydawnictwa – proszę podać dokładny adres:
Wydawnictwo Media Zet Zuzanna Przeworska
64-920 Piła, ul. Salezjańska 11/8

Bank Pocztowy Oddział w Pile

Nr 70 1320 1351 2212 3516 2000 0001

Książkę wyślemy po wpłacie na konto

tel.668 000 335

 

Wydawnictwo Media Zet Zuzanna Przeworska

64–920 Piła, ul. Salezjańska 11/8

tel./fax /067/ 213 24 92

www.wydawnictwomediazet@wp.pl

e–mail: mediazet@wp.pl

      

——————————-

Na kartach końcowych tomiku „Czyja wina” czytamy ciekawą – budującą opowieść o relacjach Autorki z Najbliższymi – rodzicami, siostrami – też poetkami –  i ze światem w mikro i

makro wymiarze:

Podziękowania

 Dużo łatwiej jest dziękować niż prosić. Mogę śmiało powiedzieć, że nigdy nie musiałam o nic prosić osób, którym jestem wdzięczna. Nie musiałam prosić, bo te osoby zawsze wiedziały czego mi tak naprawdę trzeba.

To dzięki mamie mogę bez lęku opisywać emocje, rozpoznawać ludzkie gesty i przede wszystkim dostrzegać, bo nikt tak nie dostrzegał moich smutków, moich talentów i moich wszelkich pragnień. Nikt nie potrafił pokierować mnie w taką stronę, w której czułabym się dobrze i nikt nie potrafił dodawać mi tyle pewności siebie. To dzięki mamie mogę pisać o wszystkim o czym pragnę, bo nawet jeśli nie przeżywam to nauczyłam się dostrzegać, nauczyłam się wnikać głębiej i domyślać się tego, czego nie widać, a co czuć. Chciałabym podziękować za każdą rozmowę, bo w końcu dzięki rozmowom mogłam od zawsze odkrywać coraz więcej zgadzając się lub nie. Dzięki rozmowom mogłam stale dorastać i rozumieć coraz bardziej świat i ludzi, ale mogłam przede wszystkim kochać, a więc być człowiekiem, choć odrobinę tak pięknym jak z książek.

To dzięki bajkom na dobranoc, które opowiadał mi tata potrafię sobie cokolwiek wyobrażać. Potrafię uwierzyć w magiczny grzebień nie plączący włosów, potrafię odczuwać, bo czekałam z niecierpliwością na szczęście bohaterów, a te bajki zawsze kończyły się szczęśliwie, choć wcale się na to nie zapowiadało. Mogłabym również podziękować za naukę jazdy na rowerze, za pokazanie jak sznurować buty i jak zamieniać poprawnie jednostki na matematyce, ale nie to jest najważniejsze. Najważniejszy jest czas, który zawsze się dla mnie znajdywał, choć powinno go zawsze brakować. Chciałabym podziękować za każdy moment wsparcia, każdy moment dumy i wszystkie rady. Dziękuję za nasze może trochę milczące rozmowy, bo to  ja mówiłam więcej, co się rzadko zdarza, ale dobrze wiedziałam, że zostanę uważnie wysłuchana i dobrze wiedziałam, że więcej nie potrzebuję.

Dużym wsparciem są dla mnie siostry-Wiktoria i Marika, które również wnikają między poezję, więc porozumienie między nami bywa trudne ze względu na różne światy, ale jego nić zawsze, choć może bardzo zasupłana się znajduje. To dzięki siostrom powoli uczyłam się i dalej uczę się miłości, troski i różnych perspektyw. Dzięki nim potrafię zrozumieć dlaczego pluszowemu królikowi należało odciąć wąsy, jak trudno odnaleźć siebie, a jakie to ważne i przede wszystkim po co człowiekowi zrozumienie i rozmowy o sprawach istotnych i tych mniej. Dzięki nim mogłam być nieidealną starszą siostrą, ale mogłam również po raz setny czytać na dobranoc bajkę o Martynce, która spadła z roweru. Chciałabym podziękować moim siostrom za inne perspektywy miłości, a więc za inne perspektywy doznań wypowiadanych słów.

Przyjaciele spędzali ze mną chwile najpiękniejsze i te najgorsze. Słuchali mnie, ale i dawali mi słuchać, a możliwość słuchania zazwyczaj powodowała u mnie nowe wiersze. Jestem im wdzięczna za każdy spacer, każdą imprezę, której nie nazywaliśmy imprezą, każdy uśmiech i wszystkie słowa, których zawsze był ogrom. Dzięki przyjaźniom dojrzałam w znaczeniu dosłownym i dojrzałam człowieka. Człowieka każdego z osobna, absolutnie wyjątkowego i dobrego przede wszystkim. To dzięki przyjaciołom nigdy nie zwątpiłam w siebie na dobre i to dzięki nim chcę stawać się z każdym dniem lepsza. Z przyjaciółmi mogłam strzelać do zombiaków na konsoletach, chodzić po dachach, grać w uno i trafiać na kartę pułapkę, mogłam rozmawiać o rzeczach mniej ważnych i o tym dlaczego Nietzsche był wybitnym filozofem.

Pragnę podziękować Pani Zuzannie Przeworskiej nie tylko za kierowanie w słowie, ale za dostrzeżenie ludzi, otaczającego dobra i siebie. Pani Zuzanna biorąc mnie pod skrzydła własne i skrzydła „Pegazika”  pozwoliła mi w końcu zobaczyć własne ja, jako ważne ja i zbudowała we mnie człowieka silnego we wrażliwość, ale i człowieka zwyczajnie silnego i w końcu lubiącego samego siebie. Dzięki Pani Zuzannie zaczęłam dostrzegać nie tylko innych, ale i siebie, co było tak naprawdę najcenniejsze, bo inaczej nie postawiłabym kroku w przód, a z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że ten krok był wręcz milowy i prowadzący do szczęścia, którego bezustannie i bez skutku szukałam wcześniej.

Chcę, żeby podziękowania trafiły również do „Pegazika”. Do wszystkich częstujących mnie zawsze rozmową i herbatą. Chcę podziękować za wszystkie słowa uznania i krytyki, bo jedne i drugie zawsze były bardzo ważne. Chcę podziękować za wszystkie teksty, którymi mogłam cieszyć umysł i metaforyczne serce. Wszyscy tworzący „Pegazika” stali się dla mnie drugą rodziną i drugim domem, z którego nigdy nie chciało się wychodzić i, w którym zawsze ktoś na ciebie czekał.

Dziękuję Paniom polonistkom, które uczyły mnie przez lata edukacji, bo otworzyły we mnie zamiłowanie do słowa pisanego i przede wszystkim pozwoliły na własną, a nie ściśle określoną interpretacje tego słowa, pozwoliły na odkrywanie i szukanie tego, co mnie dotyka, a nie narzucały, co dotykać musi. W szczególności chciałabym podziękować Pani Izabelli Bartol, która obdarzyła mnie ogromnym wsparciem szczególnie w sferze twórczej, ale i nie tylko. Właściwie mogę śmiało powiedzieć, że gdyby nie Pani Bartol, nigdy nie trafiłabym pod skrzydła „Pegazika” i pewnie nigdy nie doświadczyłabym tego, na czego doświadczanie wyczulił mnie świat poezji.

Dziękuję również moim wychowawcom, którzy latami kształtowali mnie i pozwalali zgadzać się i nie zgadzać ze swoimi spostrzeżeniami, co okazało się być później z mojej strony bardzo twórcze. Dziękuję Pani Annie Sulimierskiej, Panu Michałowi Łożyńskiemu, Pani Kindze Bartnickiej i Panu Arturowi Stanilewiczowi. Zawsze mogłam liczyć na wszelką pomoc, a niektóre lekcje przyczyniły się do wierszy tutaj zamieszczonych.

Chcę podziękować wszystkim ludziom, którzy kiedykolwiek byli moją inspiracją i może o tym wiedzą, może nie wiedzą, i może się dowiedzą, a może nie, ale są dla mnie ważni, i gdyby nie oni, nie byłoby żadnego z wierszy.

Weronika Pytlarz